Unia Europejska jest dziwnym międzynarodowym tworem, który ma przemożny wpływ na nasze codzienne życie. O jej istnieniu przypominamy sobie najczęściej, gdy widzimy charakterystyczne logo z dwunastoma gwiazdami na budynku czy przy drodze. Stąd można by wysunąć wniosek, że Unia to przede wszystkim wielkie transfery finansowe, które umożliwiają rozmaite inwestycje, choćby infrastrukturalne. Tak jednak nie jest – UE wydaje rocznie sumy sięgające około jednego procenta unijnego PKB. Tymczasem krajowe rządy państw członkowskich wydają znacznie więcej – najmniej zachłanne (jak Litwa czy Irlandia) około jednej trzeciej PKB, najbardziej rozrzutne (Finlandia czy Francja) prawie 60 procent PKB.
Unia największy wpływ na nasze życie wywiera jednak w inny sposób – to od unijnego prawa zależy, jakie towary możemy kupić w sklepie, kogo możemy legalnie zatrudnić czy też jaki jest status prawny naszych pieniędzy w banku. Unijne regulacje z jednej strony cieszą ludzi, którym bliska jest idea wolności – dzięki swobodzie przepływu dóbr, usług, kapitału i ludzi rozwijamy się szybciej, mamy większą swobodę w kształtowaniu swoich karier zawodowych, a także szerszy wybór europejskich produktów w sklepach. Unia krępuje krajowym rządom ręce, nie pozwalając na marnowanie pieniędzy podatników poprzez ratowanie niewydajnych firm lub zmuszając do otwarcia rynku pocztowego i kolejowego.
Niestety – na tym działania Unii się nie kończą. Unijni biurokraci chętnie „programują” rozwój, decydują za konsumentów, jakie produkty dopuścić do konkurowania na rynku czy jakie standardy ochrony środowiska uznać za właściwe.
Na razie nie ma opinii o produkcie.