Rząd opublikował „Politykę energetyczną Polski do 2040 roku”. Tym samym władze wpisały się w charakterystyczny dla okresu PRL cykl kreślenia planów. Z tą różnicą, że o ile w Polsce Ludowej były to zazwyczaj plany na 5 lat, to Prawo i Sprawiedliwość postanowiło po raz kolejny przebić w socjalizmie PZPR i przedstawiło perspektywę na dwie dekady.
Cały dokument to kwintesencja lewicowego podejścia do gospodarki. Jest przepełniony tezami mówiącymi o tym co rząd będzie zwiększał i zmniejszał, kompletnie ignorując potrzeby każdego z obywateli.
Oczywiście wszystko pod dyktando Brukseli, która chce zmniejszyć do 2030 roku emisję gazów cieplarnianych o 55% wobec ilości produkowanych w roku 1990.
Zasadnicze pytanie brzmi: po co?
Przyjmijmy, że ocieplenie klimatu faktycznie następuje głównie w efekcie działalności człowieka, co jest zresztą kwestią co najmniej dyskusyjną. Polska odpowiada za emisję 1% dwutlenku węgla. Dla porównania: Chiny 29%, USA 14%, Indie 7%, Rosja 5%, Japonia 3,5%, Niemcy 2%. Nawet jeżeli całkowicie nasz kraj zrezygnuje z produkcji zanieczyszczeń to w kontekście globalnym praktycznie nic to nie zmieni.
Zgodnie z założeniami władz udział węgla w wytwarzaniu energii w 2030 roku wyniesie 56%, podczas gdy obecnie jest to 70%. Nie za bardzo wiadomo jakie źródła zastąpią te braki, ponieważ pierwszy blok elektrowni atomowej ma powstać w… 2033 roku. Oczywiście zważywszy na skuteczność naszych rządów w tego typu inwestycjach, można ten termin traktować z dużym przymrużeniem oka.
Na krajową transformację energetyczno-klimatyczną do 2030 r. zostanie przeznaczone ok. 260 mld PLN.
Jednocześnie w pierwszych 11 miesiącach poprzedniego roku strata polskich spółek produkujących węgiel wyniosła prawie 4 mld PLN.
Czyli będziemy finansować zmiany w szalenie deficytowym sektorze opanowanym przez związki zawodowe i patologie wynikające z faktu zarządzania nim przez państwowych aparatczyków.
A przecież to Twoje pieniądze, drogi obywatelu!
Sprawiedliwe rozwiązanie jest jedno: wolnorynkowy system w którym prywatyzujemy kopalnie i sprawdzamy ile faktycznie jest warta ich produkcja. Libertarianizm ma tu jasne rozwiązanie: wolnościowy ideał oparty o mechanizmy popytu i podaży.
Skupieni w Konfederacji wolnościowcy i narodowcy jednoznacznie wytykają absurdalność rządowych propozycji i podkreślają, że nasz kraj musi iść własną drogą transformacji energetycznej.
Ta strona korzysta z plików cookies. Klikając na "Akceptuj" zgadzasz się z naszą Polityką prywatności. Akceptuj
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are as essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Twoje złotówki Łap zniżki przy zakupach!
Zarejestruj się
Zdobywaj złotówki i wykorzystuj je do uzyskania zniżek i gratisowych produktów przy następnych zakupach!
Wolnorynkowe „sprawdzam” dla energetyki
Rząd opublikował „Politykę energetyczną Polski do 2040 roku”. Tym samym władze wpisały się w charakterystyczny dla okresu PRL cykl kreślenia planów. Z tą różnicą, że o ile w Polsce Ludowej były to zazwyczaj plany na 5 lat, to Prawo i Sprawiedliwość postanowiło po raz kolejny przebić w socjalizmie PZPR i przedstawiło perspektywę na dwie dekady.
Cały dokument to kwintesencja lewicowego podejścia do gospodarki. Jest przepełniony tezami mówiącymi o tym co rząd będzie zwiększał i zmniejszał, kompletnie ignorując potrzeby każdego z obywateli.
Oczywiście wszystko pod dyktando Brukseli, która chce zmniejszyć do 2030 roku emisję gazów cieplarnianych o 55% wobec ilości produkowanych w roku 1990.
Zasadnicze pytanie brzmi: po co?
Przyjmijmy, że ocieplenie klimatu faktycznie następuje głównie w efekcie działalności człowieka, co jest zresztą kwestią co najmniej dyskusyjną. Polska odpowiada za emisję 1% dwutlenku węgla. Dla porównania: Chiny 29%, USA 14%, Indie 7%, Rosja 5%, Japonia 3,5%, Niemcy 2%. Nawet jeżeli całkowicie nasz kraj zrezygnuje z produkcji zanieczyszczeń to w kontekście globalnym praktycznie nic to nie zmieni.
Zgodnie z założeniami władz udział węgla w wytwarzaniu energii w 2030 roku wyniesie 56%, podczas gdy obecnie jest to 70%. Nie za bardzo wiadomo jakie źródła zastąpią te braki, ponieważ pierwszy blok elektrowni atomowej ma powstać w… 2033 roku. Oczywiście zważywszy na skuteczność naszych rządów w tego typu inwestycjach, można ten termin traktować z dużym przymrużeniem oka.
Na krajową transformację energetyczno-klimatyczną do 2030 r. zostanie przeznaczone ok. 260 mld PLN.
Jednocześnie w pierwszych 11 miesiącach poprzedniego roku strata polskich spółek produkujących węgiel wyniosła prawie 4 mld PLN.
Czyli będziemy finansować zmiany w szalenie deficytowym sektorze opanowanym przez związki zawodowe i patologie wynikające z faktu zarządzania nim przez państwowych aparatczyków.
A przecież to Twoje pieniądze, drogi obywatelu!
Sprawiedliwe rozwiązanie jest jedno: wolnorynkowy system w którym prywatyzujemy kopalnie i sprawdzamy ile faktycznie jest warta ich produkcja. Libertarianizm ma tu jasne rozwiązanie: wolnościowy ideał oparty o mechanizmy popytu i podaży.
Skupieni w Konfederacji wolnościowcy i narodowcy jednoznacznie wytykają absurdalność rządowych propozycji i podkreślają, że nasz kraj musi iść własną drogą transformacji energetycznej.