Mówi w rozmowie z Tomaszem Cukiernikiem Marcin Bustowski, rolnik spod Jeleniej Góry, prezes Związku Zawodowego Rolników Rzeczpospolitej Polskiej „Solidarni”, który w ostatnich wyborach startował do parlamentu z listy Konfederacji.
Stał się Pan rozpoznawalny po opublikowaniu w Internecie filmiku, na którym mierzy Pan azotany i azotyny w mięsie. Co to są za związki?
Są to składowe oprysków i stosowanych substancji w żywności. Należałoby podjąć szeroką dyskusję na temat naszej polskiej żywności. Stąd też była moja petycja do prezydenta RP z końca września br. Dlatego że mamy raport NIK wskazujący na bardzo poważne zagrożenia [chodzi o informację NIK o wynikach kontroli pt. „Nadzór nad stosowaniem dodatków do żywności” ze stycznia br. – przyp. TC] .
Raport pokazuje, że na terenie Polski rozprzestrzeniła się gangsterka, która dodaje potężnych ilości szkodliwych substancji. Na przykład w kiełbasie śląskiej, w której jest 30 proc. mięsa, potrafi być 19 substancji chemicznych. Dzisiaj żywność jest bardzo niebezpieczna z punktu widzenia zdrowotnego dla polskiego konsumenta.
Co pisał Pan w swojej petycji do prezydenta?
O podjęcie dialogu i niezwłocznych działań inicjatywy prezydenta w zakresie wprowadzenia ustawy dotyczącej Agencji Bezpieczeństwa i Kontroli Jakości Żywności oraz zakazu importu szkodliwej, genetycznie modyfikowanej śruty sojowej i rzepakowej z Argentyny, w której stosuje się potężne ilości glifosatu. W piśmie postulowałem zorganizowanie debaty, w której powinno zostać poddane uwadze przywrócenie polskiej normy sprzed 2004 roku, a także wprowadzenie do kodeksu karnego przepisów mówiących o tym, że kto sprowadza niebezpieczeństwo w żywności dla obywateli, podlega karze pozbawienia wolności do 25 lat i przepadku majątku. Na dzień dzisiejszy za handel narkotykami jest wyrok, za oszustwa podatkowe, fałszowanie pieniędzy jest wyrok, ale za fałszowanie żywności i stosowanie w niej potężnej ilości chemii, która – jak jest wskazane w raporcie NIK – powoduje rozwój choroby nowotworowej, układu krwionośnego, glejaki u dzieci nie ma odpowiedzialności karnej. W żywności dla dzieci do lat 10 normy są przekroczone nawet o ponad 600 proc. W związku z powyższym od 3 stycznia 2019 roku [dzień opublikowania raportu NIK – przyp. TC] nie podjęto żadnych działań zmierzających do wyeliminowania tych substancji. Na stronie 30 tego raportu jest napisane jasno i wyraźnie, że Dania jest prekursorem wdrażania norm bezpiecznej żywności, które korelują z przepisami Unii Europejskiej, a są tam normy znacznie zaostrzone na azotany, azotyny i stosowanie chemii w żywności.
Czyli w tym zakresie przed wejściem do Unii Europejskiej Polska miała lepsze przepisy?
Naturalnie. Miała przepisy dotyczące ochrony. Miała określone normy na azotany i azotyny. Ja uważam, że one powinny być jeszcze bardziej zaostrzone. Na dzień dzisiejszy mamy normy europejskie, a w Polsce nie funkcjonuje żaden system kontroli. Takie instytucje, jak Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Główny Inspektorat Weterynarii, Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno–Spożywczych, Główny Inspektorat Sanitarny kwalifikują się do zlikwidowania.
Dlaczego?
One w ogóle nie działają. Dzisiaj taka instytucja, jak Główny Inspektorat Sanitarny zajmuje się nakładaniem na polskie rodziny mandatów i ściganiem ludzi w sprawie szczepionek, a jednocześnie – zgodnie z raportem NIK – nie kontroluje żywności, ponieważ nie dysponuje odczynnikami do kontroli tych substancji, które są dodawane do żywności przez przetwórstwo rolno-spożywcze. Z kolei inspekcja weterynaryjna jest niedoszacowana, pracownicy zarabiają po 2000 złotych. Tam nie ma kto pracować, a siedzibami są walące się baraki. Doradztwo rolnicze jest w opłakanym stanie. A Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno–Spożywczych to jest kpina. Pracownicy marketów opowiadają, w jaki sposób przeprowadzane są kontrole. Kierownik w sieci Auchan mówił, że raz na pięć miesięcy przychodzą kontrolować temperaturę w urządzeniach przechowywania żywności. Dostają granty i nigdy nie stwierdzają nieprawidłowości. Wszystkie te instytucje powinny być w jednej agencji bezpieczeństwa żywności.
Skoro źle działają, to na jakiej podstawie twierdzi Pan, że nowa inspekcja będzie dobrze działała?
Po pierwsze, trzeba by zrobić jedne wytyczne. Teraz każda z nich ma swoje wytyczne, stojące w sprzeczności z wytycznymi innej instytucji. Po drugie, są niedofinansowane.
Czy ministerstwo rolnictwa nie zdaje sobie sprawy ze złej jakości żywności w Polsce?
Minister Jan Krzysztof Ardanowski z jednej strony mówi, że żywność jest bezpieczna, a parę dni później z panem Michałem Kołodziejczakiem [szef ogólnopolskiego ruchu rolników AgroUnia – przyp. TC] informuje na konferencji prasowej, że będą współpracowali w walce o polską zdrową żywność. To jest jakiś absurd. Z jednej strony opowiada się, że mamy polską zdrową żywność, a Główny Lekarz Weterynarii mówi, że przebadano 400 porcji mięsa przez 8 miesięcy, czyli wychodzi, że przebadano 2 porcje na dzień. Mamy 152 tysiące zakładów przetwórstwa mięsnego w Polsce. Co to są za kontrole?
Skąd bierze się problem z jakością żywności w Polsce?
– Trzeba wprowadzić pełne kontrole norm i wyeliminować z Polski tucz nakładczy Schmitfielda, bo po pierwsze, jest to tucz na świni, która jest importowana z Danii, ze stref zbiorczych i zwierzęta te nie nadają się do tuczu w Polsce, bo są to mające różne choroby zwierzęta rzeźne, a nie hodowlane. Zgodnie z przepisami powinny być wybite w Danii, a nie przywożone do Polski. Po drugie, te świnie mają przyrost 100 kg w ciągu trzech miesięcy! To jakie tam podawane są specyfiki, żeby to zwierzę urosło tak szybko do takiej wagi? I po trzecie, do tego na etapie przetwórstwa mięsnego do mięsa wstrzykiwana jest potężna ilość substancji chemicznych. To jest ewidentna bomba chemiczna, kumulacja tych wszystkich substancji, co pokazuje raport NIK. Dziennie zjadamy 85 tych substancji. Już śp. Andrzej Lepper wnosił projekty ustaw o likwidacji tuczu nakładczego w Polsce. Powinniśmy wrócić do narodowego programu odbudowy polskiej genetycznej trzody chlewnej i sprzedaży zdrowego mięsa dla konsumentów.
Czy potwierdza Pan powszechną opinię, że mięso w hipermarketach jest szczególnie złej jakości?
Naturalnie, że tak. W zwykłym sklepie mięsnym jest lepsza żywność niż w markecie. Ale w sytuacji, gdy giną tradycyjne gospodarstwa rolne, a zwiększa nam się tucz nakładczy, to za chwileczkę nie będzie tych małych sklepów. A mięsa, kiełbasy ja bym z marketu nie zjadł. To jest dla samobójców.
Ale dlaczego znikną te sklepy? Przecież dużo ludzi kupuje tam mięso.
Te sklepy zaczynają się zaopatrywać w tuczu nakładczym trzody chlewnej. Z tego wytwarzana jest szynka, kiełbasy, schaby, polędwiczki itd.
Dlaczego sklepy wolą sprzedawać tucz nakładczy zamiast zdrowego mięsa? Bo jest tańszy?
Jest tańszy, bo te koncerny nie płacą podatków, niszcząc polskie gospodarstwa rodzinne, ale jest też niezdrowy. Niestety, świadomość konsumentów jest bardzo niska, jeżeli chodzi o kwestie walorów smakowych i zdrowotnych.
Czyli małe sklepy zaczynają mieć niezdrowe mięso, tak jak w hipermarkety?
Tak. Konsument zostanie postawiony przed faktem, że będzie miał dostęp tylko i wyłącznie do produktów, które są niebezpieczne. Jeżeli w kiełbasie śląskiej jest 30 proc. mięsa, to co jest resztą? Kiełbasa od rolnika, gdzie jest 90-95 proc. mięsa, kosztuje 30 zł/kg, a konsument płaci 20-24 zł/kg za kiełbasę w markecie, to wychodzi, że za kilogram mięsa płaci 60 złotych. Bo reszta to związki chemiczne, powszechnie uznane za niebezpieczne dla zdrowia człowieka: karageny, azotany, fosforany, azotyn sodu, antybiotyki i woda. Kiedy smaży się czy gotuje parówki, wytwarzają się rakotwórcze nitrozoaminy. W żywności znajduje się aluminium, kobalt, metale ciężkie. Mafia jest nie w narkotykach, tylko w żywności. Rolnik bankrutuje, konsument jest truty, a gangsterzy z przetwórstwa rolno-spożywczego zarabiają na tym miliardy. Lobbyści przejmują rynek, zostanie nam tylko później szkodliwa żywność i już nie będziemy mieli wyboru.
Ile ci gangsterzy na tym zarabiają?
13-15 mld złotych rocznego obrotu.
Czy słuszna jest polityka dopłat do rolnictwa?
Dzisiaj minister rolnictwa Ardanowski uprawia politykę dofinansowania dopłat do ekologii, w której za koszenie łąk dla ptaszków dostaje się 2600 złotych, a do produkcji są znacznie niższe dopłaty.
Czy bez dotacji rolnictwo nie mogłoby istnieć?
Jeśli w innych krajach Unii Europejskiej są dotacje, to w Polsce też muszą być, bo konkurujemy na wspólnym rynku. Ale dopłaty powinny być przesunięte na produkcję, a nie na jakieś śmieszne programy hodowania ptaszka. Należy w tym miejscu wskazać na konieczność podniesienia budżetu na rolnictwo z 9,1 miliarda zł na 25 miliardów w pozycji wydatki na rolnictwo z rozwojem polityki kredytowej , instytutów naukowych rolnych. Polityka rolna musi być też wsparta z budżetu krajowego.
Dziś z 9,1 miliarda aż 6 idzie na obsługę rolnictwa.
Jak polityka rolna Unii Europejskiej wpływa na sytuację w Polsce?
Unijna polityka rolna to są środki finansowe… Pewne rzeczy są dobre, pewne rzeczy są złe. Tylko że środki u nas rozdysponowywane są przez Agencję Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa. Słyszeliśmy taśmy ministra Ardanowskiego w czasie kampanii wyborczej, że agencja nie funkcjonuje w sposób prawidłowy. Tam jest też układ gangsterski, który kryje pewne grupy producenckie. To jest wszystko politycznie powiązane pomiędzy PiS-em, Platformą i PSL-em. To jest układ zamknięty w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa i innych instytucjach. To jest taka mafia, a jeszcze uwłaszczona na funduszach promocji polskiej żywności, że się w głowie nie mieści. System informatyczny do obsługi wniosków rolników od 2004 roku do chwili obecnej kosztował ponad 3 mld złotych! Agencja działa na 20 systemach i te systemy nie funkcjonują dlatego, że służby, mafia, gangsterka uwłaszczyła się na tych pieniądzach, które tak naprawdę powinny trafiać do gospodarki, do polskiego rolnictwa, a nie trafiają. Taśmy obnażyły rzeczywistość. Jeżeli minister Ardanowski potrafi krzyczeć w ARMiR i po aferze potrafiono podpisać tak potężną liczbę umów dotacyjnych, a nie podpisywano ich przez dłuższy okres czasu, to pokazuje, dlaczego nie były podpisywane i dlaczego były blokowane. Jednocześnie budżet stracił wpływy z VAT-u, bo przecież od sprzedanych maszyn rolniczych do budżetu wpływa VAT. No i zablokowano rozwój gospodarstw rolnych. Teraz widzimy brak opłacalności w gospodarce rolnej, brak polityki kredytowej, brak środków finansowych, brak pieniędzy za suszę w 2018 i 2019 roku. Dysponuję pismem ministra Ardanowskiego, w którym pisze on, że rzeczywiste straty w rolnictwie za rok 2018 to 8,58 mld złotych, zaś w telewizji publicznej mówi, że to kwota 2,5 mld złotych i tyle wypłacono polskim rolnikom. Czyli w kieszeni polskich rolników brakuje 6 mld złotych. Szusza w 2019 roku też dołożyła. Jak rolnicy mają kupować maszyny, skoro nie mają zdolności kredytowej? Do tego ustawa o restrukturyzacji zadłużonych gospodarstw rolnych podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę nie funkcjonuje ani w ramach Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, ani w żadnym systemie oddłużeniowym polskiego rolnictwa. W związku z tym rolnik, który jest wpisany do Biura Informacji Gospodarczej i do Krajowego Rejestru Długów nie ma możliwości starania się o jakikolwiek kredyt preferencyjny, żeby się ratować, a jednocześnie jest skazany na zniszczenie przez bank. Banki za długi mogą przejąć gospodarstwa rolne i tak się dzieje w przypadku tuczu nakładczego, na którym rolnik niewiele zarabia. Banki są w rękach zagranicznych. Czyli w tym momencie tracimy suwerenność żywnościową.
Co w takim razie trzeba zrobić?
Jesteśmy autorem narodowej polityki rolnej suwerenności żywnościowej państwa polskiego. Jeśli będziemy mieli wojsko, a nie będziemy mieli żywności, to czym będziemy walczyć? Na marginesie: polecam zadzwonić do kilku gmin i spytać, gdzie trzeba się udać po swoją rację żywnościową na wypadek klęski żywiołowej lub wojny? Urzędnicy będą patrzyli jak na wariata. Gdybyśmy dzisiaj prowadzili system skupu na rezerwy materiałowe i kontrolowali przydatność do spożycia żywności i robili wymianę rotacyjną sprzedaży na rynek wtórny dla konsumenta, to jednocześnie stabilizujemy cenę na rynku. Powinniśmy mieć około miliona półtusz trzody chlewnej i wołowych. A minister Ardanowski wydaje 50 mln złotych na program białkowy, w którym nie ma białka polskiego, tylko importujemy genetycznie modyfikowane białko z Argentyny opryskiwane rakotwórczym Roundupem.
Ta strona korzysta z plików cookies. Klikając na "Akceptuj" zgadzasz się z naszą Polityką prywatności. Akceptuj
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are as essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Twoje złotówki Łap zniżki przy zakupach!
Zarejestruj się
Zdobywaj złotówki i wykorzystuj je do uzyskania zniżek i gratisowych produktów przy następnych zakupach!
Mafia jest nie w narkotykach, tylko w żywności
Mówi w rozmowie z Tomaszem Cukiernikiem Marcin Bustowski, rolnik spod Jeleniej Góry, prezes Związku Zawodowego Rolników Rzeczpospolitej Polskiej „Solidarni”, który w ostatnich wyborach startował do parlamentu z listy Konfederacji.
Stał się Pan rozpoznawalny po opublikowaniu w Internecie filmiku, na którym mierzy Pan azotany i azotyny w mięsie. Co to są za związki?
Są to składowe oprysków i stosowanych substancji w żywności. Należałoby podjąć szeroką dyskusję na temat naszej polskiej żywności. Stąd też była moja petycja do prezydenta RP z końca września br. Dlatego że mamy raport NIK wskazujący na bardzo poważne zagrożenia [chodzi o informację NIK o wynikach kontroli pt. „Nadzór nad stosowaniem dodatków do żywności” ze stycznia br. – przyp. TC] .
Raport pokazuje, że na terenie Polski rozprzestrzeniła się gangsterka, która dodaje potężnych ilości szkodliwych substancji. Na przykład w kiełbasie śląskiej, w której jest 30 proc. mięsa, potrafi być 19 substancji chemicznych. Dzisiaj żywność jest bardzo niebezpieczna z punktu widzenia zdrowotnego dla polskiego konsumenta.
Co pisał Pan w swojej petycji do prezydenta?
O podjęcie dialogu i niezwłocznych działań inicjatywy prezydenta w zakresie wprowadzenia ustawy dotyczącej Agencji Bezpieczeństwa i Kontroli Jakości Żywności oraz zakazu importu szkodliwej, genetycznie modyfikowanej śruty sojowej i rzepakowej z Argentyny, w której stosuje się potężne ilości glifosatu. W piśmie postulowałem zorganizowanie debaty, w której powinno zostać poddane uwadze przywrócenie polskiej normy sprzed 2004 roku, a także wprowadzenie do kodeksu karnego przepisów mówiących o tym, że kto sprowadza niebezpieczeństwo w żywności dla obywateli, podlega karze pozbawienia wolności do 25 lat i przepadku majątku. Na dzień dzisiejszy za handel narkotykami jest wyrok, za oszustwa podatkowe, fałszowanie pieniędzy jest wyrok, ale za fałszowanie żywności i stosowanie w niej potężnej ilości chemii, która – jak jest wskazane w raporcie NIK – powoduje rozwój choroby nowotworowej, układu krwionośnego, glejaki u dzieci nie ma odpowiedzialności karnej. W żywności dla dzieci do lat 10 normy są przekroczone nawet o ponad 600 proc. W związku z powyższym od 3 stycznia 2019 roku [dzień opublikowania raportu NIK – przyp. TC] nie podjęto żadnych działań zmierzających do wyeliminowania tych substancji. Na stronie 30 tego raportu jest napisane jasno i wyraźnie, że Dania jest prekursorem wdrażania norm bezpiecznej żywności, które korelują z przepisami Unii Europejskiej, a są tam normy znacznie zaostrzone na azotany, azotyny i stosowanie chemii w żywności.
Czyli w tym zakresie przed wejściem do Unii Europejskiej Polska miała lepsze przepisy?
Naturalnie. Miała przepisy dotyczące ochrony. Miała określone normy na azotany i azotyny. Ja uważam, że one powinny być jeszcze bardziej zaostrzone. Na dzień dzisiejszy mamy normy europejskie, a w Polsce nie funkcjonuje żaden system kontroli. Takie instytucje, jak Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Główny Inspektorat Weterynarii, Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno–Spożywczych, Główny Inspektorat Sanitarny kwalifikują się do zlikwidowania.
Dlaczego?
One w ogóle nie działają. Dzisiaj taka instytucja, jak Główny Inspektorat Sanitarny zajmuje się nakładaniem na polskie rodziny mandatów i ściganiem ludzi w sprawie szczepionek, a jednocześnie – zgodnie z raportem NIK – nie kontroluje żywności, ponieważ nie dysponuje odczynnikami do kontroli tych substancji, które są dodawane do żywności przez przetwórstwo rolno-spożywcze. Z kolei inspekcja weterynaryjna jest niedoszacowana, pracownicy zarabiają po 2000 złotych. Tam nie ma kto pracować, a siedzibami są walące się baraki. Doradztwo rolnicze jest w opłakanym stanie. A Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno–Spożywczych to jest kpina. Pracownicy marketów opowiadają, w jaki sposób przeprowadzane są kontrole. Kierownik w sieci Auchan mówił, że raz na pięć miesięcy przychodzą kontrolować temperaturę w urządzeniach przechowywania żywności. Dostają granty i nigdy nie stwierdzają nieprawidłowości. Wszystkie te instytucje powinny być w jednej agencji bezpieczeństwa żywności.
Skoro źle działają, to na jakiej podstawie twierdzi Pan, że nowa inspekcja będzie dobrze działała?
Po pierwsze, trzeba by zrobić jedne wytyczne. Teraz każda z nich ma swoje wytyczne, stojące w sprzeczności z wytycznymi innej instytucji. Po drugie, są niedofinansowane.
Czy ministerstwo rolnictwa nie zdaje sobie sprawy ze złej jakości żywności w Polsce?
Minister Jan Krzysztof Ardanowski z jednej strony mówi, że żywność jest bezpieczna, a parę dni później z panem Michałem Kołodziejczakiem [szef ogólnopolskiego ruchu rolników AgroUnia – przyp. TC] informuje na konferencji prasowej, że będą współpracowali w walce o polską zdrową żywność. To jest jakiś absurd. Z jednej strony opowiada się, że mamy polską zdrową żywność, a Główny Lekarz Weterynarii mówi, że przebadano 400 porcji mięsa przez 8 miesięcy, czyli wychodzi, że przebadano 2 porcje na dzień. Mamy 152 tysiące zakładów przetwórstwa mięsnego w Polsce. Co to są za kontrole?
Skąd bierze się problem z jakością żywności w Polsce?
– Trzeba wprowadzić pełne kontrole norm i wyeliminować z Polski tucz nakładczy Schmitfielda, bo po pierwsze, jest to tucz na świni, która jest importowana z Danii, ze stref zbiorczych i zwierzęta te nie nadają się do tuczu w Polsce, bo są to mające różne choroby zwierzęta rzeźne, a nie hodowlane. Zgodnie z przepisami powinny być wybite w Danii, a nie przywożone do Polski. Po drugie, te świnie mają przyrost 100 kg w ciągu trzech miesięcy! To jakie tam podawane są specyfiki, żeby to zwierzę urosło tak szybko do takiej wagi? I po trzecie, do tego na etapie przetwórstwa mięsnego do mięsa wstrzykiwana jest potężna ilość substancji chemicznych. To jest ewidentna bomba chemiczna, kumulacja tych wszystkich substancji, co pokazuje raport NIK. Dziennie zjadamy 85 tych substancji. Już śp. Andrzej Lepper wnosił projekty ustaw o likwidacji tuczu nakładczego w Polsce. Powinniśmy wrócić do narodowego programu odbudowy polskiej genetycznej trzody chlewnej i sprzedaży zdrowego mięsa dla konsumentów.
Czy potwierdza Pan powszechną opinię, że mięso w hipermarketach jest szczególnie złej jakości?
Naturalnie, że tak. W zwykłym sklepie mięsnym jest lepsza żywność niż w markecie. Ale w sytuacji, gdy giną tradycyjne gospodarstwa rolne, a zwiększa nam się tucz nakładczy, to za chwileczkę nie będzie tych małych sklepów. A mięsa, kiełbasy ja bym z marketu nie zjadł. To jest dla samobójców.
Ale dlaczego znikną te sklepy? Przecież dużo ludzi kupuje tam mięso.
Te sklepy zaczynają się zaopatrywać w tuczu nakładczym trzody chlewnej. Z tego wytwarzana jest szynka, kiełbasy, schaby, polędwiczki itd.
Dlaczego sklepy wolą sprzedawać tucz nakładczy zamiast zdrowego mięsa? Bo jest tańszy?
Jest tańszy, bo te koncerny nie płacą podatków, niszcząc polskie gospodarstwa rodzinne, ale jest też niezdrowy. Niestety, świadomość konsumentów jest bardzo niska, jeżeli chodzi o kwestie walorów smakowych i zdrowotnych.
Czyli małe sklepy zaczynają mieć niezdrowe mięso, tak jak w hipermarkety?
Tak. Konsument zostanie postawiony przed faktem, że będzie miał dostęp tylko i wyłącznie do produktów, które są niebezpieczne. Jeżeli w kiełbasie śląskiej jest 30 proc. mięsa, to co jest resztą? Kiełbasa od rolnika, gdzie jest 90-95 proc. mięsa, kosztuje 30 zł/kg, a konsument płaci 20-24 zł/kg za kiełbasę w markecie, to wychodzi, że za kilogram mięsa płaci 60 złotych. Bo reszta to związki chemiczne, powszechnie uznane za niebezpieczne dla zdrowia człowieka: karageny, azotany, fosforany, azotyn sodu, antybiotyki i woda. Kiedy smaży się czy gotuje parówki, wytwarzają się rakotwórcze nitrozoaminy. W żywności znajduje się aluminium, kobalt, metale ciężkie. Mafia jest nie w narkotykach, tylko w żywności. Rolnik bankrutuje, konsument jest truty, a gangsterzy z przetwórstwa rolno-spożywczego zarabiają na tym miliardy. Lobbyści przejmują rynek, zostanie nam tylko później szkodliwa żywność i już nie będziemy mieli wyboru.
Ile ci gangsterzy na tym zarabiają?
13-15 mld złotych rocznego obrotu.
Czy słuszna jest polityka dopłat do rolnictwa?
Dzisiaj minister rolnictwa Ardanowski uprawia politykę dofinansowania dopłat do ekologii, w której za koszenie łąk dla ptaszków dostaje się 2600 złotych, a do produkcji są znacznie niższe dopłaty.
Czy bez dotacji rolnictwo nie mogłoby istnieć?
Jeśli w innych krajach Unii Europejskiej są dotacje, to w Polsce też muszą być, bo konkurujemy na wspólnym rynku. Ale dopłaty powinny być przesunięte na produkcję, a nie na jakieś śmieszne programy hodowania ptaszka. Należy w tym miejscu wskazać na konieczność podniesienia budżetu na rolnictwo z 9,1 miliarda zł na 25 miliardów w pozycji wydatki na rolnictwo z rozwojem polityki kredytowej , instytutów naukowych rolnych. Polityka rolna musi być też wsparta z budżetu krajowego.
Dziś z 9,1 miliarda aż 6 idzie na obsługę rolnictwa.
Jak polityka rolna Unii Europejskiej wpływa na sytuację w Polsce?
Unijna polityka rolna to są środki finansowe… Pewne rzeczy są dobre, pewne rzeczy są złe. Tylko że środki u nas rozdysponowywane są przez Agencję Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa. Słyszeliśmy taśmy ministra Ardanowskiego w czasie kampanii wyborczej, że agencja nie funkcjonuje w sposób prawidłowy. Tam jest też układ gangsterski, który kryje pewne grupy producenckie. To jest wszystko politycznie powiązane pomiędzy PiS-em, Platformą i PSL-em. To jest układ zamknięty w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa i innych instytucjach. To jest taka mafia, a jeszcze uwłaszczona na funduszach promocji polskiej żywności, że się w głowie nie mieści. System informatyczny do obsługi wniosków rolników od 2004 roku do chwili obecnej kosztował ponad 3 mld złotych! Agencja działa na 20 systemach i te systemy nie funkcjonują dlatego, że służby, mafia, gangsterka uwłaszczyła się na tych pieniądzach, które tak naprawdę powinny trafiać do gospodarki, do polskiego rolnictwa, a nie trafiają. Taśmy obnażyły rzeczywistość. Jeżeli minister Ardanowski potrafi krzyczeć w ARMiR i po aferze potrafiono podpisać tak potężną liczbę umów dotacyjnych, a nie podpisywano ich przez dłuższy okres czasu, to pokazuje, dlaczego nie były podpisywane i dlaczego były blokowane. Jednocześnie budżet stracił wpływy z VAT-u, bo przecież od sprzedanych maszyn rolniczych do budżetu wpływa VAT. No i zablokowano rozwój gospodarstw rolnych. Teraz widzimy brak opłacalności w gospodarce rolnej, brak polityki kredytowej, brak środków finansowych, brak pieniędzy za suszę w 2018 i 2019 roku. Dysponuję pismem ministra Ardanowskiego, w którym pisze on, że rzeczywiste straty w rolnictwie za rok 2018 to 8,58 mld złotych, zaś w telewizji publicznej mówi, że to kwota 2,5 mld złotych i tyle wypłacono polskim rolnikom. Czyli w kieszeni polskich rolników brakuje 6 mld złotych. Szusza w 2019 roku też dołożyła. Jak rolnicy mają kupować maszyny, skoro nie mają zdolności kredytowej? Do tego ustawa o restrukturyzacji zadłużonych gospodarstw rolnych podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę nie funkcjonuje ani w ramach Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, ani w żadnym systemie oddłużeniowym polskiego rolnictwa. W związku z tym rolnik, który jest wpisany do Biura Informacji Gospodarczej i do Krajowego Rejestru Długów nie ma możliwości starania się o jakikolwiek kredyt preferencyjny, żeby się ratować, a jednocześnie jest skazany na zniszczenie przez bank. Banki za długi mogą przejąć gospodarstwa rolne i tak się dzieje w przypadku tuczu nakładczego, na którym rolnik niewiele zarabia. Banki są w rękach zagranicznych. Czyli w tym momencie tracimy suwerenność żywnościową.
Co w takim razie trzeba zrobić?
Jesteśmy autorem narodowej polityki rolnej suwerenności żywnościowej państwa polskiego. Jeśli będziemy mieli wojsko, a nie będziemy mieli żywności, to czym będziemy walczyć? Na marginesie: polecam zadzwonić do kilku gmin i spytać, gdzie trzeba się udać po swoją rację żywnościową na wypadek klęski żywiołowej lub wojny? Urzędnicy będą patrzyli jak na wariata. Gdybyśmy dzisiaj prowadzili system skupu na rezerwy materiałowe i kontrolowali przydatność do spożycia żywności i robili wymianę rotacyjną sprzedaży na rynek wtórny dla konsumenta, to jednocześnie stabilizujemy cenę na rynku. Powinniśmy mieć około miliona półtusz trzody chlewnej i wołowych. A minister Ardanowski wydaje 50 mln złotych na program białkowy, w którym nie ma białka polskiego, tylko importujemy genetycznie modyfikowane białko z Argentyny opryskiwane rakotwórczym Roundupem.
Dziękuję za rozmowę.